DSLR, czy nie DSLR?

wpis w: zawodowe | 0

Nie da się ukryć iż DSLR, czyli lustrzanki cyfrowe, wdarły się przebojem w rynek do tej pory zarezerwowany dla kamer droższych o co najmniej jeden rząd wielkości. Wdarły się z sukcesem. Trzeba firmie Canon przyznać, iż ruch był genialny. Samemu nie posiadając w ofercie kamer uchodzących za super profesjonalne, a jedynie tzw. prosumer, Canon pozwolił sobie rzucić rękawice sprzętom nie za naście czy dziesiąt tysięcy złotych, a za ich setki tysięcy.

Skutki tego widoczne są wszędzie – aparat za 2 tysiące i obiektyw za 5 stów daje głębie ostrości nie osiągalną do tej pory bez przystawek do kamer (obniżających czułość kamer), albo bez kamer typu Red One, czy po prostu kamer filmowych. W tzw. pełnym HD, czyli 1920×1080, 25 klatek na sekundę.

I wszystko byłoby super, gdyby nie to, że diabeł tkwi w szczegółach. Aparat z funkcją nagrywania w HD wciąż pozostaje aparatem fotograficznym. Z taką funkcją. Aby móc w pełni z niego korzystać, wymaga szeregu przystawek, każda kosztująca wymierne pieniądze, aby swoją funkcjonalnością zbliżyć się do tego co ma normalna profesjonalna kamera.

I wciąż nie zmieniają one paru podstawowych wad.

Dźwięk.
Aby nagrać dobrze dźwięk, potrzebujemy osobnego urządzenia.

Długość nagrania.
Maksymalny czas nagrania to 12 minut. Do nagrania cioci na imieninach – wystarczy. Do nagrania godzinnego wywiadu – nie. Ok. Podczas wywiadu można szybko zrobić stop/rec w przerwie. Podczas nagrywania konferencji – już trudniej.

Ergonomia.
Jak już wyżej pisałem – aparat to nie kamera. Nie jest wyważony do bycia kamerą. Funkcje do których przy kręceniu materiału powinniśmy mieć natychmiastowy dostęp, tutaj dostępne są w Menu, przez które trzeba się przedostać, i to wyłączywszy uprzednio nagrywanie.

Grzanie się.
Tutaj dochodzimy do największego problemu. Kamery te grzeją się niemiłosiernie i w pewnym momencie po prostu odmawiają posłuszeństwa. Jak wytłumaczyć klientowi, że teraz ma wolną chwilę, bo właśnie jak mu najlepiej szła wypowiedź, to aparat stwierdził „Uff, jak gorąco” i kazał się ochłodzić? Ja nie znam takich słów.

Dlatego, póki co, traktujemy DSLR jako bardzo dobry sprzęt, rewolucyjny, ale nie do wszystkiego.

Odwołując się do naszych doświadczeń afrykańskich, z racji ograniczeń bagażowych, finansowych i osobowych, pojechaliśmy uzbrojeni w jedną kamerę pro – Sony EX-1. Pozostały sprzęt dobierany był wg. poniższych kryteriów

– wystarczająco dobry, aby materiał mógł uzupełniać EX-1.
– niedrogi (ze względu na ryzyko utraty).
– poręczny.
– nie zwracający uwagi.
– będący w naszym posiadaniu :).

Był między nimi Canon EOS 550D. Najtańsza z linii Canona cyfrówka umożliwiająca kręcenie w FullHD. Dająca piękny, plastyczny obraz. I pięknie przegrzewająca sie podczas kręcenia dłuższych wywiadów. Niestety, cudów nie było i zdarzało się iż w ważnym momencie kamera używana do kręcenia przebitek odmawiała posłuszeństwa w ważnym momencie. Oczywiście nie przerywaliśmy w takiej sytuacji zdjęć. Zazwyczaj taka przerwa u osoby mówiącej do kamery powoduje zacięcie się jej przy dalszych zdjęciach. Zwłaszcza gdy nie wiedzą, czemu nastąpiła taka przerwa.

W takiej sytuacji trzeba zacisnąć zęby i wyłączyć aparat, żeby się ostudził i udawać że nic się nie stało, jednocześnie dziękując inżynierom Sony za tak nieczuły na temperaturę sprzęt, jakim jest EX-1. I traktować DSLR jako użyteczny bardzo dodatek, nie mogący jednak na ten moment być bazą do produkcji wszystkich filmów.

originaly published at RedBranch Blog

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.