Krok 5 – a może więcej kroków?

wpis w: osobiste | 0

Podsumowując weekend, pomimo pewnych perturbacji, to całkiem efektywnie jeśli chodzi o postanowienia. Muzyka posłuchana, na razie na czoło wysuwa się Public Service Broadcasting, który nieodmiennie kojarzy mi się z krótkim filmem „Wanderers”

 

Ale po drodze odwiedziłem różne zakamarki i jest potencjał w tym całym Spotify. Jak do tej pory nie znalazłem tylko jednego wykonawcy (ale nawet nie pamiętam kto to był).

W międzyczasie udało mi się do odsłuchu zaprząc Raspberry Pi kurzące się od jakiegoś czasu w kącie. Kurzyło się, bo pierwotne zadanie – monitorowanie temperatury w pokojach – okazało się syzyfową robotą. To znaczy, sam sobie udowodniłem, że niewiele da się zrobić z temperaturą w mieszkaniu, wietrzenie starcza na jakieś 15-20 minut, ale w sytuacji, gdy powietrze na zewnątrz pachnie ogniskiem, jest bardziej niebezpieczne niż te 25 stopni w mieszkaniu.
Niestety wygląda na to, że dopóki spółdzielnia nie zacznie indywidualnie rozliczać dostarczanego do mieszkań ciepła, dopóty wszyscy będą hajcowali tak, że możemy mieć zamknięte na 0 grzejniki, a i tak poniżej tych 25 nie zejdziemy. Jedyny sposób, to zostawić otwarte chyba na oścież okna i wyziębić mieszkanie tak, żeby i w mury weszło.
Anyway, teraz mam sobie niskoprądowe urządzenie, która wymaga tylko odpowiedniego kabla do wpięcia w wieżę i pyk z telefonu, czy komputera steruję sobie muzyką na cały pokój.
Ba, mogę nawet spoza domu puszczać :) Z tego co widziałęm, to obciąża procesor w 10-15%, więc może powrócę do monitorowania temperatury, ale chyba już tylko na zewnątrz i dużym pokoju. Choć znając życie, to jak już podepnę na powrót 4 kabelki, to już podepnę i pozostałe czujniki DS18B20…

Co do postanowienia numer 1, weekendowa cisza tutaj nie była całkowitą ciszą i siedząc w sobotni wieczór, kontemplując fakt nie kupowania Coli od tych 3 dni (wtedy) – co trochę przekroczyło założenia i w końcu zakupiłem – postanowiłem napisać podsumowanie sezonu 2017 naszej amatorskiej ligii Miata Challenge. Chwilę to zajęło, więc publikacja poszła live dopiero dzisiaj, w poniedziałek, choć na serwerze była już w nocy. W zasadzie dzisiaj jeśli coś nie jest wrzucone na FB to właściwie nie istnieje (przynajmniej przy tak niszowym blogu jakim jest miatasm) to za czas publikacji przyjmuję wrzucenie na FB, a nie kliknięcie odpowiedniego przycisku w panelu WordPressa.

Choć widzę, że jednak google w końcu zauważyło istnienie miatasmu i zaczynają się wejścia w poszukiwaniu konkretnych informacji. 2018 zatem na miatasmie będzie skoncentrowany na dostarczaniu takiej właśnie treści (oprócz relacji z MCowych imprez). Szukam też kontaktów do przedstawicieli zagranicznych klubów – mam nadzieję nawiązać kontakt i rozwijać część anglojęzyczną. No i a nuż ktoś będzie chciał pisać w swoim języku?

Czas na krok/postanowienie numer 5. Łatwiej już było, więc ten musi być konkret. Co powiecie na 5 kilometrów biegu nieprzerwanego marszobiegiem za 5 miesięcy? Czy to jest realistyczny cel? Mi jest ciężko ocenić, więc wywiem się u specjalistów od biegania niedługo. Najpierw muszę zacząć wychodzić sobie wieczorem na spacerkopodbieżki. Tak jak czasem zaglądam sobie w aplikację iPhone’ową (Health) to o ile nie siedzę danego dnai w domu, to trochę tych kilometrów człowiek natłucze tak czy inaczej, może nie tyle co na Openerze, ale coś tam się dzieje. Jednak zdecydowane za mało. Mój zeszłoroczny sukces w odchudzaniu w dużym stopniu został zniwelowany przez to, że w odpowiednim momencie nie umiałem podjąć większego wysiłku fizycznego i utknąłem z wagą na dłuższy czas, potem przyszły wakacje, różne atrakcje, wesela i takie tam i się rozeszło to po kościach, a raczej wróciło na brzuch. Więc może tym razem zacznę z drugiej strony, od wysiłku fizycznego za którym pójdzie dieta wzorowana na tym co było w pudełkach (zachowałem sobie większość menu żeby mieć inspirację) tyle że handmade, tudzież termomiks mejd. Będą wpisy na bloga z przepisami, hehe.
Choć w sumie może jest to dobry temat na vloga. I tak muszę to ruszyć. I może to mnie zdopinguje podwójnie. Ważnym jednak jest, żeby wymyśleć to w jakiś w miarę prosty sposób od początku do końca, bo inaczej ciężko będzie z systematycznością…

Tak, zdecydowanie to jest takie prawdziwe wyzwanie noworoczne. Myślałem, że to z Colą będzie, ale na razie jest to dość proste. Sam się sobie dziwię, a jeszcze bardziej pewnie się zdziwią ci którzy znają mnie bliżej. Zobaczymy co będzie za tydzień dwa. Czy to taki entuzjazm początkującego nie pijącego coli. Jedyne co mnie na razie irytuje, to że ja lubie po prostu pić (pochłaniać płyny znaczy) i taki literek ugotowany to szybko mi schodzi. Próbowałem rozcieńczać, trochę pomaga, ale wtedy osłabia działanie guayusy. Więc raczej skupię na osobnym piciu wywaru a osobnym wody. Tylko muszę pamiętać, żeby sobie tą wodę wcześniej zanabyć, ewentualnie odfiltrować w lodówce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.